W dresie, perłach...

W dresie, perłach...

... bez bielizny. Paulina Klepacz.

Poświęcanie większej uwagi sobie i bliskim. Jeśli wygoda – to ze świadomą nutą elegancji. Do tego nowe projekty zawodowe i kolejne zrealizowane pomysły. Rok 2020 był dla Pauliny Klepacz łaskawy.

Jak podsumowałabyś rok 2020?

To był rok, który mnie przetestował. Chociaż cenię kontakt z ludźmi i lubię wymieniać z nimi energię, to generalnie jestem domatorką, dobrze się czuję w swoim towarzystwie. Ale to, że byłam zamknięta w tym roku w domu nie było moim wyborem, ale sytuacją odgórnie narzuconą. Mieszkam sama, więc z przyjaciółmi i rodziną widziałam się głównie przez Facetime’a. Trudne, bo każdy człowiek potrzebuje codziennego przytulenia, wymiany ciepłych gestów. I tego mi brakowało, mimo że uprawiam szeroko pojętą samomiłość, dbam o swoje ciało, dotykam się czule. Mam wrażenie, że w tych czterech ścianach mocno się zaszyłam, trochę zdziczałam, dlatego odetchnęłam z ulgą, gdy latem można było w końcu zacząć się spotykać. Udało mi się też wyjechać na wakacje z przyjaciółmi, więc dostarczyłam sobie w tym dziwnym roku elementu normalności. Generalnie 2020 był dla mnie rokiem dobrym. Oczywiście, czułam ciężar sytuacji, w jakiej wszyscy się znaleźliśmy, nadal stresuję się tym, czy moja rodzina będzie zdrowa, kondycją świata, polityką. Z drugiej strony siedzenie w domu pomogło mi się zorganizować. Napisałam książkę z Karoliną Cwaliną-Stępniak, jak również o slutshamingu z Olą Nowak i Kamilą Raczyńską-Chomyn, pisałam artykuły, nagrywałam podcast…

Co takiego zmieniło się w twoim życiu zawodowym, że zajęć miałaś jeszcze więcej niż zazwyczaj i poświęciłaś im więcej uwagi?

Zrobiłam w końcu rzeczy, które często odkładałam – jak podcast „Samomiłość", na który nigdy nie miałam czasu. Pomyślałam: „ok, to trudny moment, nie mogę się spotykać z ludźmi, ale mogę coś dla nich zrobić. Wyślę wiedzę, energię w świat”. Wiedziałam, że ludzie teraz słuchają podcastów, że to dla nich wygodna forma. Bardzo szybko zaczęłam dostawać wiadomości, że mój głos jest ciepły, kojący, spokojny i że w tym okresie niepewności przynosi ulgę. To napędzało mnie do działania i nagrywałam. 

Chociaż cenię kontakt z ludźmi i lubię wymieniać z nimi energię, to generalnie jestem domatorką, dobrze się czuję w swoim towarzystwie.

Studio zorganizowałaś w swoim mieszkaniu?

Nagrywałam w szafie! (śmiech) Mieszkam w bloku, ciągle słychać stuki, puki, ktoś akurat chodzi po klatce, krzyczy. Siadałam więc szafie z mikrofonem i komputerem, obkładałam się ubraniami. Szafa jest duża, ja jestem niewielkich rozmiarów, więc wystarczyło. Potem chodziłam z połamanymi plecami, ale liczył się efekt, żeby wyszło dobrze, bez szumu. Poza tym pojawiło się mnóstwo zleceń na artykuły o seksualności, samomiłości i self carze, masturbacji, a także o tym, że podczas pandemii trzeba zadbać o kontakty z innymi ludźmi, przewartościować pewne rzeczy.

No właśnie, wszyscy powtarzają nam w tym roku jak mantrę, że trzeba zwrócić się ku drugiemu człowiekowi. Z drugiej strony każdy psychoterapeuta ostrzega, że bez uważności na siebie i bez nauczenia się rozpoznawania własnych potrzeb, te relacje z innymi mogą się nie udać. Musimy zacząć od samomiłości, o której jest twój podcast. A czym ta samomiłość tak naprawdę jest?

Samomiłość to takie ładne słowo, które kilka lat temu pojawiło się w dyskursie publicznym, a miało określać głównie kobiecą masturbację, oswajać ją. Kobietom ze słowem masturbacja nie było po drodze, więc znaleziono na to inne określenie – samomiłość. Nasze negatywne podejście do seksualności wiąże się z tym, że nie mamy edukacji seksualnej, nie zachęca się nas do odkrywania własnego ciała, a co za tym idzie, do nawiązywania bliskiego kontaktu z samą czy samym sobą, nie ma przestrzeni na rozpoznawanie w dalszym procesie swoich potrzeb seksualnych, a to skutkuje trudnościami w komunikacji z partnerem czy partnerką w sypialni. Ale za samomiłością kryje się też pozwolenie sobie w życiu przyjemność w ogóle. Samomiłość jest też pierwszym krokiem do samoakceptacji. Od dziecka uczymy się szukać wad w zachowaniu, wyglądzie. Nasiąkamy negatywami, a potem musimy wszystko odgruzowywać. To zwykle dużo pracy. Dlatego samomiłość, o której mówię w podcaście jest pozytywnym podejściem do seksualności, cielesności, siebie samej. Zadbaniem o różne obszary. Pokochanie siebie to praca na całe życie. Ale im dalej, tym fajniejsza przygoda – mówię z własnego doświadczenia. Ciało dużo nam daje, jest dobre, choć tego nie dostrzegamy, czepiamy się go, narzekamy. W pandemii ciała odpuściły, nie musiały się spieszyć, stres się zredukował, albo w drugą stronę – wzrósł. Trzeba było szukać aktywności, która ciału przyniesie ulgę. Żeby dobrze się czuło, a my w nim. Gdy potrafimy zadbać o siebie, staramy się ze sobą przyjaźnić, jakoś dogadywać, brać siebie z wadami i zaletami, to zdobywamy pewność siebie – wtedy łatwiej jest ułożyć relacje z drugą osobą, uwierzyć, że naprawdę chce mieć z nami kontakt. To też pomaga uniknąć toksycznych relacji. I chodzi nie tylko o związki miłosne czy seksualne, ale też przyjaźnie.

W tym roku dużo takich związków zostało poddanych próbie. Albo się rozpadły, albo stały się jeszcze głębsze. 

To był test. Siłą rzeczy musieliśmy zredukować kontakty. I szybko okazało się, kto tak naprawdę o nas dba, kto przyniesie nam zakupy, gdy przebywamy na kwarantannie. I może dobrze, że ten test się wydarzył? W naszym życiu jest określona przestrzeń. Nie da się być przyjacielem każdego. I ta przestrzeń zwolniła się na świetne relacje, które zaniedbywaliśmy. Ale oprócz bliskich ludzi, zaczęliśmy też dbać o przestrzeń wokół siebie, w domu. Zrozumieliśmy, że mamy wszystkiego dużo, że więcej nie potrzebujemy. Okazało się, że da się przeżyć bez pewnych rzeczy – to ważne w kontekście ekologii, nadmiernego konsumpcjonizmu.

Ta przestrzeń domowa, o której opowiadasz - ty też o nią zadbałaś? Zmieniłaś ją?

Wcześniej żyłam w ciągłym biegu, dlatego dobrze zrobiło mi dłuższe przebywanie w przestrzeni domowej, w której czuję się bezpiecznie. Mam niewielkie mieszkanie, ale okazało się, że są kąty, które mogę na nowo odkryć. Fantastyczna jest możliwość zrobienia krótkiej drzemki w ciągu dnia, przytulenia się do kołdry. Gdy brakuje mi energii do pisania, włączam jakieś energetyczne piosenki, do których tańczę przez kilka minut. Potem siadam pisać dalej. No i odkryłam jak ważna jest wygoda. Wszyscy w pandemii przeżyliśmy zawodowe wideo rozmowy, do których trzeba było się ogarnąć. Ja początkowo ubierałam się od stóp do głów, czesałam, nakładałam nawet róż na policzki. Ale potem coraz częściej współpracujące ze mną osoby widziały mnie w wygodnych ubraniach, „po domowemu”.

Gdy brakuje mi energii do pisania, włączam jakieś energetyczne piosenki, do których tańczę przez kilka minut. Potem siadam pisać dalej.

Masz swój bardzo określony styl - dużo w twojej szafie czerni, pięknych francuskich sukienek w stylu vintage, spodni palazzo. On się jakoś przez ten rok zmienił?

Zawsze, gdy wracałam do domu z pracy, pierwszym, co robiłam, było zdjęcie z siebie tego, co niewygodne, szczególnie bielizny. Uwielbiam ten moment, kiedy nagle po całym dniu trzymania się w społecznie ustalonych ramach czuję się swobodnie, nago, oddycham pełna piersią, nic mnie nie krępuje. Co do zmiany stylu, tak, jak powiedziałam – w pewnym momencie zrezygnowałam ze strojenia się na wideo konferencje, w końcu warunki się zmieniły i nie ma co udawać, że jest inaczej. Jednak nie zrezygnowałam z zakładania biżuterii, a szczególnie pereł, które uwielbiam. Te perły to trochę dla siebie samej, żeby przejrzeć się w lustrze i uśmiechnąć. Perły do t-shirtów, dresów, bluzy, swetra.

Bez bielizny, ale w perłach... Te perły dają ci namiastkę tego, co było, czy raczej już nową normalność?

Zawsze noszę biżuterię. Gdy jestem w dresach, ale na palcach lśnią pierścionki, a szyję zdobią perły, naszyjniki, to znaczy, że jestem w trybie „home office”, a nie „po pracy”. Perły zaczęłam nosić jakiś czas temu. Jako dziewczynka grzebałam w szkatułce mamy, która pereł miała masę. Jedne z nich mi podarowała. Dlatego perły kojarzą mi się z mamą. Są talizmanem. Przez ten pandemiczny rok miałam z rodzicami mniejszy kontakt. Nie spotykaliśmy się, bo nie chciałam ich narażać. Kontakt telefoniczny to mało, tęskniłam, bo mamy bliskie relacje. To oni nauczyli mnie otwartego podejścia do ciała, przytulania i bliskości. Do tej pory wchodzę rodzicom rano do łóżka, gdy jestem w domu rodzinnym! (śmiech)

Perły to symbol, ale też bardzo modny element. Jesteś bardzo świadoma, jeśli chodzi o kwestie związane ze zmianami klimatycznymi, głośno mówisz, jak ważne jest dbanie o Ziemię. Jednym z przemysłów, który ma wpływ na klimat jest przemysł modowy. W trakcie lockdownu zrozumieliśmy, że szafy wypchaliśmy ubraniami, których nie mamy gdzie nosić. I okazało się, że coraz uważniej zaczęliśmy się nowym nabytkom przyglądać. Pomarańczowe dresy, w których właśnie siedzisz, były dla ciebie właśnie takim świadomym wyborem?

Świadomym i ważnym, bo to moda zrównoważona. Dla mnie jest istotne, z jakich materiałów marka szyje, co robi z ich resztkami, czy produkuje lokalnie czy łańcuch dystrybucji się wydłuża…

Ty w ogóle jesteś miłośniczką polskich marek, w swojej szafie masz ich sporo.

Tak, jeśli już potrzebuję coś kupić, to staram się zarazem wesprzeć polskich twórców i twórczynie. NAGO obserwuję od początku, bo podoba mi się, że bazują na idei odpowiedzialnej mody.

A kolor pomarańczowy? Twoim znakiem rozpoznawczym jest przecież czarny...

No właśnie. Albo fiolet. Ale ten pomarańcz przyciągnął mój wzrok – poza tym świetnie się łączy z czernią! (śmiech) Ale potrzebowałam takiej energii, siły. Czerń zarezerwowane jest na oficjalne wyjścia, a wygodny dres po domu niech ma optymistyczny odcień, zwłaszcza kiedy za oknem jest głównie szaro. Poza tym ten kolor kojarzy mi się pozytywnie, z wakacjami, z owocami. To też oczywiście kolor rewolucji.

To prawda, w Polsce mieliśmy Pomarańczową Alternatywę, a Pomarańczowa Rewolucja przeszła przez Ukrainę.

Dlatego to kolor tak bardzo symboliczny.






Istotnym jest dla mnie, z jakich materiałów szyje marka, co robi z ich resztkami, czy produkuje lokalnie czy łańcuch dystrybucji się wydłuża...

A jeśli już mówimy o rewolucji, jesteś feministką. Nie usiedziałaś w tym roku w domu.

Jestem za równością praw dla kobiet, mniejszości. Rewolucja toczy się na ulicach. W siostrzeńskim tłumie jest moc.

Boisz się o jutro? Czy liczysz, że nowy rok w końcu przyniesie coś dobrego?

Liczę, że 2021 będzie lepszy. W tym dużo dowiedziałam się o sobie, uruchomiłam pokłady empatii. Wiem, że w trudnych sytuacjach mam siłę, jestem w stanie przetrwać. Będę to wykorzystywać. Poza tym jest nadzieja. Pojawiła się szczepionka, która miejmy nadzieję pozwoli opanować pandemię, choć jeśli nic nie zmienimy w swoim zachowaniu, to wkrótce może przyjść kolejna. Choć żyjemy w XXI wieku, butny człowiek z pewnymi siłami natury nie wygra. Osobiście i społecznie to doświadczenie, które może pomóc nam być lepszymi ludźmi. Uruchomiliśmy pokłady braterstwa, siostrzeństwa. Jeśli chcemy, żeby było lepiej, musimy zrozumieć, że jest to w naszych rękach. Przyszedł czas, żeby się zatrzymać i zastanowić. Kondycja świata, pandemie, to, że stoimy u progu katastrofy ekologicznej – Ziemia pokazuje wyraźnie, że robimy coś bardzo nie tak i jeśli się nie ogarniemy, to stracimy nasz dom.

Przyszedł czas, żeby się zatrzymać. Kondycja świata, pandemie, to, że stoimy u progu katastrofy ekologicznej – Ziemia pokazuje wyraźnie, że robimy coś bardzo nie tak i jeśli się nie ogarniemy, to stracimy nasz dom.

rozmowa: Maja Chitro
zdjęcia: Karol Grygoruk
make-up: Karolina Golis

Sięgnij po więcej komfortowych ubrań